Jesienne grzybobranie

Dziś przywitał mnie piękny poranek, ostatni dzień września. Jak ten czas szybko leci, lato minęło bardzo szybko i pora przyzwyczaić się, że to już jesień. Choć kojarzy się ona z deszczem, takim trochę przemijaniem i stagnacją, to ma w sobie wiele pozytywów. Jednym z nich są grzyby :) Któż nie lubi ich zbierać :) A że żal było zmarnować taki piękny dzień, wybraliśmy się z mężem do lasu.
Co prawda pierwsza lokalizacja grzybobrania trochę nie wypaliła, za to kolejna była idealna. Tym sposobem udało się zebrać trochę pięknych prawdziwków i nacieszyć oczy pięknem lasu. To cudowna pora, liście już trochę spadły a ściółkę pięknie zdobią wrzosy, mchy i krzaczki borówek. Tak, to był zdecydowanie udany dzień.
A po powrocie trzeba było zająć się grzybami…
Nasze dzisiejsze łupy:
A więc oczyściłam je, pokroiłam. Potem wylądowały w garnku i z odrobiną soli gotowały się kilka minut. Potem kilka razy je wypłukałam w zimnej wodzie.
JAK ZROBIĆ PYSZNĄ ZALEWĘ DO MARYNOWANIA GRZYBÓW?
- litr wody
- szklanka octu 10%
- 6 czubatych łyżek cukru
- 3 płaskie łyżki stołowe soli
- 1 cebulka
- kilka liści laurowych
- kilka ziaren ziela angielskiego
- trochę pieprzu
Wszystkie składniki zalewy wrzucam do garnka, podgotowuję, potem wrzucam te odgotowane grzyby, czekam jeszcze chwilkę aż sie zagotują. Gorące wlewam chochelką do słoika, zakręcam i odstawiam słoik zakrętką do dołu na kilka godzin.
Grzybobranie to super sposób na odprężenie, poobcowanie z przyrodą, super relaks na świeżym powietrzu. Polecam!
Lubię takie dni :)