Szczęśliwe dziecko czyli jak uniknąć najczęstszych błędów wychowawczych – recenzja
Gdy zabierałam się za czytanie poradnika „Szczęśliwe dziecko czyli jak uniknąć najczęstszych błędów wychowawczych”, przyznam że podchodziłam do niego nieco sceptycznie. Sporo poradników już przeczytałam i niektóre idealistyczne metody wychowawcze, które w nich gloryfikowano totalnie się nie sprawdziły w naszym przypadku.
Nie da się stworzyć instrukcji do macierzyństwa, bo każde dziecko jest inne, ma swój charakter i potrzeby. Wydawało mi się, że będzie to kolejny poradnik dla rodziców, w którym to piszą o utartych ideałach.
Ale już od pierwszego rozdziału pozytywnie mnie ta pozycja zaskoczyła. W końcu ktoś odważył się przedstawić młodym rodzicom nieco prawdy o wychowywaniu dzieci. Książka jest napisana w stylu luźnej rozmowy, są pytania i odpowiedzi.
Autorzy nie lukrują, nie opowiadają bajek, tylko dyskutują o rodzicielstwie i jego aspektach radząc jak podołać nowym wyzwaniom i trudnym chwilom. I należy tu podkreślić słowo „rodzicielstwie”. Książka porusza bardzo ważny moim zdaniem temat: dziecko wychowywane jest przez obojga rodziców, oboje powinni oni dzielić się obowiązkami.
Spotkałam się z opiniami koleżanek, które narzekały na swoich mężów, że Ci nie angażują się w opiekę nad dzieckiem bo ich zadaniem jest rzekomo zarabianie na dom. Ich teściowe chlubiły się rolami męczennic, które wszystko same robiły, nie dopuszczając mężów nawet do kiwnięcia palcem przy pielęgnacji dziecka. I tak samo wychowały swoich synów, z przekonaniem o roli kobiety jako kury domowej. Nie rozumiem takiej postawy. Autorka książki słusznie podkreśla, że głupie tradycje jakoby ojciec nie mógł/nie umiał zajmować się niemowlakiem, są absolutnie bezpodstawne.
Mam to szczęście, że mój mąż jest wspaniałym ojcem. Zarówno w czasie gdy byłam w ciąży jak i po porodzie bardzo mi pomagał. Nosił ciężkie zakupy, dbał o mnie i dziecko, przewijał córkę, kąpał, wstawał do niej w nocy. Ale nie wszyscy mężczyźni potrafią tak docenić kobietę i swoją rodzinę.
Autorzy książki nawołują, by o sprawach podziału obowiązków po przyjściu na świat dziecka, rozmawiać już w czasie ciąży. W pełni się z tym zgadzam, wyobrażenia i wizje o rodzicielstwie, podsycane często przez świat medialny, nijak się mają do rzeczywistości.
Bo dziecko to nie tylko słodkie gaworzenie, kolorowe zabawki i relaksujące spacerki po parku. Od porodu po dziś dzień tj. ponad 5 mscy, nie przespałam ani jednej nocy ciągiem. Niemowlę wymaga opieki nieustannie, pomoc męża oraz dziadków była w tym czasie błogosławieństwem. Podziwiam kobiety, które rodzą a potem wychowują same kilkoro dzieci i tak dobrze odnajdują się w tej trudnej roli matki.
Podział obowiązków jest bardzo ważny zwłaszcza w okresie poporodowym, gdy matka jest słaba, pokaleczona, wymęczona i potrzebuje silnego wsparcia by podołać postawionym przed nią zadaniom.
Myślę, że każda kobieta, która zostanie matką przekonuje się jak ciężką pracę trzeba włożyć w wychowanie dziecka. Niektórzy mówią, że to instynkt nam pomaga. Ale jak podkreślają autorzy książki ,,nie mamy w głowie przycisku, który uruchamia funkcję: rodzic”. Zgadzam się. Sama przekonałam się, ile pracy trzeba włożyć by nauczyć się „obsługi bobasa”, aby poznać i zrozumieć te pierwsze potrzeby własnego dziecka. Taki mały człowiek komunikuje się głównie przez płacz, dotyk czy mimikę. To nie instynkt według mnie pomaga nam głównie w odróżnianiu tego języka, lecz m.in. doświadczenie życiowe.
Autorzy książki nakreślają co jest tak naprawdę ważne by wychować szczęśliwe dziecko, a co ma znaczenie poboczne. Chyba wiele kobiet, nie mających jeszcze dzieci, nie zrozumie sugestii, że nie musi być idealnie, modnie, stylowo, pedantycznie (markowe ubranka, designerski wózek, trendy łóżeczko, stylowy pokój dziecięcy). Dziecko do szczęścia nie potrzebuje złotych klamek i markowych ciuchów, lecz poczucia bezpieczeństwa, czułości, cierpliwości, ciepła czy takiej zwykłej codziennej bliskości rodziców.
We wszystkim potrzebny jest złoty środek. Łatwo żerować na naiwności i emocjach młodych rodziców, ale miejmy swój rozum i nie dajmy się omamić reklamom i bzdurnym radom.
A jeżeli już o radach mowa, to możemy przejść poniekąd do kolejnego ważnego tematu który poruszają autorzy – smoczek. Moja córka jest dzieckiem anty-smoczkowym. Próbowaliśmy wprawdzie dawać jej smoczek, ale to ją tylko denerwowało. Próby podania kończyły się płaczem, więc po prostu daliśmy spokój. Owszem były chwile zwątpienia, podczas których patrzyłam z zazdrością na niemowlaki w przychodni którym mama wcisnęła smoczek, raz dwa trzy… i maluch już spał. Moja córka jest bardziej skomplikowana w „obsłudze”, na tę chwilę toleruje jedynie bujanie na rękach i pierś – tak najlepiej zasypia.
Jak tylko mówię znajomym wokoło, że moje dziecko nie chce smoczka, od razu otwiera się woreczek dobrych rad – „…ale daj jej smoczka… ale próbuj… ale daj na siłę… ale jak to nie chce, przecież o widzisz wkłada rączki do buzi, to pewnie chce”. Podoba mi się zatem dyskusja i postawa autorów książki, którzy tłumaczą dlaczego niektóre dzieci nie mogą się obyć bez smoczka, inne zaś doskonale dają sobie radę bez niego. Zachęcam do poczytania.
Niejadek – ten stan jest poniekąd wymysłem babć, cioć i natarczywych sąsiadek, które rzadko kiedy potrafią zrozumieć że dziecko nie jest już głodne albo nie potrzebuje takich dużych porcji jedzenia. To my sami zmuszając dziecko do jedzenia wyrabiamy w nim złe nawyki żywnościowe. Oj znam to trochę z własnego doświadczenia. Moja mama, choć jest przekochana i najcudowniejsza na świecie, to ma niestety ten zły zwyczaj wpychania jedzenia na siłę. Przyłapuję się na tym, że sama czasami powielam tą złą praktykę na mężu :)
Czy potraficie naprawdę ocenić, że Wasze dziecko jest niejadkiem? Skąd u maluchów taka niechęć do jedzenia? A może nie wiecie jak pozbyć się złych nawyków żywieniowych u dziecka? Odpowiedzi znajdziecie w tej książce. Ja na pewno wezmę sobie głęboko do serca rady psychologów, by w tej płaszczyźnie nie popełniać błędów wychowawczych.
Książka porusza też ważny temat nauki czystości u dziecka. Psycholodzy radzą jak postępować by rozsądnie odpieluchować malucha i nauczyć go czym jest sfera intymna w naszym społeczeństwie. Kiedy rozpocząć „przygodę z nocnikiem”? Jak pomóc dziecku? Świetne spojrzenie, na pewno skorzystam z tych rad, bo to wszystko jeszcze przede mną.
Nadopiekuńczość – oj niestety mam ku temu niezłe zapędy, uhmm bo tak to chyba trzeba nazwać. Każda kochająca matka pragnie dla swojego dziecka jak najlepiej, chce je chronić i pomagać w życiu. Cała sztuka polega na tym, by we wszystkim zachować harmonię, umiar.
Autorzy książki apelują „powinniśmy zachęcać dziecko do aktywności, stwarzać taką atmosferę, w której nie będzie się bało podejmować nowych wyzwań, i nie odwodzić od czegoś, co może się wiązać z jakimś zagrożeniem”. To prawda, ale czasami matczyna miłość przysłania zdrowy rozsądek. Po lekturze tego rozdziału już widzę, że muszę nad sobą pracować, by nie przesadzać :) obowiązkowa lektura dla mam.
A jakie jeszcze zagadnienia omawiane są w książce? Między innymi niezręczny dla wielu rodziców temat seksualności dziecka. Jak reagować i tłumaczyć dziecku że jest istotą seksualną? Czy rodzice rozumieją wagę swojej roli? Czy zdają sobie sprawę jak ważny dla życia człowieka jest okres jego dzieciństwa? Książka na pewno pomoże nam uświadomić sobie jakie błędy popełniamy najczęściej w edukacji seksualnej swoich dzieci. Należy pamiętać, by wszelkie pytania dziecka w tej kwestii traktować poważnie, bo to „ogromnie ważny kawałek wiedzy o życiu i o świecie, które należy się dziecku jak psu buda”.
Czy byliście kiedyś świadkami rozmowy o umiejętnościach niemowlaków i starszych dzieci? Zauważyłam, że zwłaszcza matki i babcie uwielbiają przechwalać się, które dziecko szybciej się rozwija. A już w ogóle porównywanie do dzieci sąsiada czy kogoś z rodziny to norma. Oczywiście zawsze słyszę, że ich dziecko jest najlepsze, najładniej recytuje, jest najmądrzejsze bla bla bla, a w ogóle inne nie dorastają mu do pięt. Denerwuje mnie taki „wyścig szczurów”, myślę zresztą że nie tylko ja uważam te porównania za naganne.
Wymuszanie rozwoju, bo z tym to się poniekąd wiąże. O negatywnych skutkach takiej postawy dorosłych możecie przeczytać w tej książce. Autorki świetnie analizują ten problem i tłumaczą jak nie wpaść w pułapkę porównań. Każde dziecko ma swoje indywidualne tempo rozwoju, swój temperament i należy to zaakceptować.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o okresach regresji, o nauce przez zabawę, o tym jak sobie radzić ze stereotypami płci, to koniecznie poczytajcie co o tym myślą doktor Aleksandra Piotrowska i Irena Stanisławska. Myślę, że tę książkę śmiało można podsunąć również babciom i wścibskim sąsiadkom czy życzliwym ciociom, które zawsze służą „dobrą radą” i oceną mimo iż same często dzieci nie mają.
Czy warto czasami pójść na ustępstwa wobec dziecka? Ten temat też bardzo ciekawie opisany jest w tej książce. Ja uważam, że tak.
Sama byłam tak wychowana, że rodzice pozwalali nam czasami na małe lenistwo czy nietypową zabawę. Chodziliśmy z bratem pod drzewach, budowaliśmy na nich domki, biegaliśmy boso po kałużach czy lepiliśmy igloo ze śniegowych pustaków wycinanych w dużej zaspie w rowie. Wiedzieliśmy że pewne ustępstwa wchodzą w grę, ale też że mamy swoje obowiązki i pewnych reguł nie należy przekraczać. Gdy trzeba było odrobić lekcje, to rodzice nie musieli nas pilnować, bo nauczono nas że to należy do naszych obowiązków. Jest pora na zabawę i jest pora na pracę.
Doktor Piotrowska radzi „spróbujmy w kontakcie z dzieckiem, w jego wychowywaniu, towarzyszeniu mu w rozwoju, znaleźć też frajdę. Bo jeśli swoje zachowanie obudujemy sztywnymi, bezwyjątkowymi regułami i wymaganiami, to będziemy się czuć jak na spacerniaku w więzieniu, a nie jak na sympatycznym placu zabaw.” Bardzo wartościowe słowa, każdy rodzic powinien wziąć je sobie do serca.
A co myślą psychologowie na temat budowania relacji na płaszczyźnie rodzice-wnuki-dziadkowie?
Dorastanie w otoczeniu dziadków może wnieść dużo dobrego w nasze życie i niewątpliwie jest ogromnym wsparciem dla rodziców. Sama wychowałam się w rodzinie wielopokoleniowej, rodzice taty mieszkali z nami. Miałam piękne dzieciństwo i chciałabym, że moja córka też tak wspominała swoje młode lata. Osobiście uważam, że to wielkie szczęście mieć kochających dziadków, a już podwójne gdy ma się ich na miejscu.
Chyba każda mama gdzieś tam w głębi duszy zastanawia się jak moje macierzyństwo odbiera mama czy teściowa. Zawsze warto posłuchać opinii starszej, doświadczonej osoby. A to czy mają we wszystkim rację weryfikujmy sami.
Te i inne tematy poruszono w tej książce. To bardzo cenna lektura dla młodych rodziców. Uważam, że warto słuchać mądrych, doświadczonych i wykształconych ludzi bo zawsze zaczerpniemy od nich coś dobrego dla siebie i swojego rozwoju.
Muszę wspomnieć jeszcze o ilustracjach Wojciecha Stachyry którymi okraszono tekst poradnika. Są rozbrajające, zabawne i tak trafnie wkomponowane, że całość wypada świetnie. Książkę czyta się jednym tchem.
Autor: Aleksandra Piotrowska i Irena Stanisławska
Wydawnictwo Zielona Sowa
Seria Domowa Akademia
Oprawa: Twarda
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 216
Język: polski
Nr wydania: 1
ISBN: 9788379839896
Wymiary: 24.1 x 17.0 x 1.6 cm
Rozpisałam się, a tak naprawdę znaleźliście się tutaj bo chcecie wiedzieć, czy warto przeczytać tę książkę. Odpowiadam – zdecydowanie warto!
To jedna z lepszych pozycji jakie czytałam na temat macierzyństwa i wychowywania dzieci. Znajdziecie tu prawdziwe porady, które na pewno uczynią Wasze rodzicielstwo mądrzejszym, dojrzalszym, łatwiejszym a przez to lepszym. Gorąco polecam!
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu ZIELONA SOWA.
Jeżeli spodobał Ci się mój artykuł, to będzie mi bardzo miło jeśli go udostępnisz, skomentujesz, albo klikniesz lubię to na Facebooku. Zajmie Ci to chwilę, ale dla mnie będzie niezwykle motywującym znakiem, że moja praca została doceniona :)
One thought on “Szczęśliwe dziecko czyli jak uniknąć najczęstszych błędów wychowawczych – recenzja”